niedziela, 23 września 2012

"Księżyc w nowiu" - Prolog: Pakt

Uwiesiłam się na nim z całej siły. Nieco go to otrzeźwiło. Popychając mnie za sobą, zaczął
ostrożnie się wycofywać. Cały ten czas bacznie obserwował Jacoba. Indianin patrzył za nim tak, jakby chciał zabić go wzrokiem, ale tuż przed tym, jak przesłoniły go drzewa, na jego twarzy pojawił się nagle grymas bólu. Wiedziałam, że ten widok będzie mnie prześladował, dopóki nie zobaczę mojego przyjaciela  uśmiechniętego, jak za dobrych, dawnych czasów.
Już niedługo, przyrzekłam sobie. Coś tam wymyślę. Nie pozwolę, żebyśmy stracili z sobą
kontakt.
Gdyby nie to, że idąc, Edward mocno mnie do siebie przytulał, jak nic bym się rozszlochała.
W najbliższej przyszłości musiałam się zmierzyć z wieloma problemami. Mój najlepszy przyjaciel wolał się do mnie nie zbliżać. Wszystkim moim bliskim zagrażała Victoria. Mnie samą, jeśli nie zostałabym wampirem, mogli zabić Volturi. A gdybym nim została, czy zamiast Wielkiej Trójki nie porwałyby na mnie miejscowe wilkołaki? Na mnie i na całą moją nowa rodzinę? Czy Jacob był gotowy zginąć w imię paktu, miał zginąć w imię paktu z rąk jednego

z Cullenów? Same poważne problemy, kwestie życia i śmierci. Więc dlaczego wydały mi się tak mało  istotne, kiedy wyszliśmy z lasu na pod jazd i dostrzegłam wyraz twarzy swojego roztrzęsionego ojca?
 Edward ścisnął moją dłoń.
- Jestem przy tobie.
Wzięłam głęboki wdech. Tak, tego powinnam była się uczepić.  Tak długo, jak był przy mnie, jak tulił mnie do siebie, byłam gotowa stawić czoła każdemu i wszystkiemu. Ściągnąwszy łopatki, wyszłam naprzeciw przeznaczenia z przeznaczonym sobie mężczyzną u boku.


Archiwum bloga